Rozdział chciałabym zadedykować Oldze, kochana jeszcze raz wszystkiego najlepszego! Jesteś najcudowniejszą Pszczółką na świecie! Buziaki ♥
15 września 1939
15 września 1939
Leżałam na ziemi obserwując
sufit, ludzie powoli zaczynali budzić się do życia. Ukrywaliśmy się w
podziemiach szpitala już któryś dzień, ciężko było mi powiedzieć ile dokładnie
to trwało. Z dnia na dzień coraz bardziej traciłam nadzieję na to, że kiedyś wszystko
wróci do normy. Wstałam z posłania tak cicho jak mogłam, nie chciałam nikogo
obudzić zważywszy na to, że wszyscy byli zmęczeni. Kilku mężczyzn już nie
spało, pili kawę siedząc w kółku, rozmawiali o czymś przyciszonymi głosami. Wśród
nich znajdował się Robert, w ostatnich dniach bardzo o mnie dbał, za co byłam
mu niebywale wdzięczna. Z ojcem nie rozmawiałam zbyt wiele, nie miałam ochoty.
Przez większość czasu zastanawiałam się, co takiego ma przede mną do ukrycia, a
kiedy już rozmawialiśmy stawałam się zimna. Naprawdę chciałam, aby wszystko
wróciło do normy, lecz nie potrafiłam spojrzeć na ojca tak jak kiedyś.
Kiwnęłam
głową na powitanie, kilku panów mi odmachnęło. Udałam się do jedynego miejsca
gdzie mogłam być sama. Ciasne miejsce niedaleko schodów prowadzących na górę, rzadko,
kto tam bywał. Usiadłam trzymając w dłoniach kawałek bułki, dzienny przydział
jedzenia był bardzo mały. Z każdym dniem było coraz mniej jedzenia, mężczyźni rzadko,
kiedy ryzykowali wychodzenie na ulice Warszawy. Było to bardzo niebezpieczne,
jednak ostatnio udało im się zdobyć kilka kilogramów mąki, wody mieliśmy pod
dostatkiem. W pobliżu szpitala znajdowała się studnia, dzięki której nikt z nas
nie był spragniony. W związku z tym piekarz, który z nami przebywał postanowił
upiec chleb, brakowało mu jedynie zakwasu, lecz i ten po kilku wyjściach na
powierzchnię się odnalazł.
Skubiąc
bułkę zastanawiałam się czy do końca wojny tak będzie wyglądać nasze życie,
tata wraz z kilkoma starszymi mężczyznami uznawali, że to tylko kwestia czasu i
okupant stanie się subtelniejszy. Śmierci będą się zdarzać, lecz nie w takich
ilościach, będziemy mogli prowadzić względnie normalne życie. Nie wiedziałam
czy powinnam w to wierzyć, naprawdę nie mogłam się przemóc i wyobrazić sobie
normalnego życia na gruzach Warszawy. Ze świadomością, że tyle osób zginęło, w
tym moja własna ukochana siostra. Z letargu wyrwał mnie głos mężczyzny stojącego
za mną.
- Coś się
stało? – Zapytał cicho zajmując miejsce obok mnie. Jego niebieskie oczy lśniły
w półmroku, lekko uśmiechnięty pokazywał światu urocze dołeczki.
- Nic,
wszystko w porządku. – Wzruszyłam ramionami opierając się głową o ścianę.
Nic nie
było w porządku, lecz nie mogłam mu tego powiedzieć. To on był głową większości
operacji. Walczyłam ze sobą, chciałam z kimś porozmawiać, dowiedzieć się tego,
co on wie, a ja nie. Ale z drugiej strony, nie chciałam, żeby uważał mnie za
słabą.
- Na pewno?
Mam wrażenie, że od kilku dni unikasz i mnie i swojego ojca. – Przeszywał mnie
spojrzeniem.
- Słyszałam,
o czym rozmawiałeś z moim ojcem. Proszę Robert, powiedz mi. Kogo oprócz mnie ma
mój ojciec?
Zesztywniał,
po chwili jakby się wzdrygnął, przeniósł spojrzenie na mnie. Spojrzał mi prosto
w oczy i westchnął.
- Choćbym
chciał to nie mogę ci powiedzieć Zosia. Sam nie znam do końca prawdy, wiem
tylko tyle, że została mu jeszcze jedna osoba na świecie, tylko chyba nie
mieszka w Warszawie. Porozmawiaj z nim na ten temat.
Potrząsnęłam
głową a blond włosy oplotły moją twarz.
- Nie
potrafię z nim rozmawiać, rozumiesz? Nie potrafię. Nie umiem z nim rozmawiać od
śmierci mamy, zmienił się nie do poznania. Zamknął się w sobie, nie chce mówić
o niczym.
Pierwsza
łza potoczyła się po moim policzku. Kiedy to dostrzegł objął mnie w talii
delikatnie do siebie przyciągając, oparłam głowę o jego tors i cicho westchnęłam?
- Mogę z
nim porozmawiać, ale nie obiecuję, że uda mi się coś z niego wydobyć.
- Dziękuję.
Wsunął
palce pod mój podbródek zmuszając mnie bym spojrzała mu w oczy. Drugą ręką
otarł łzy, które nadal czaiły się na mojej skórze.
- Nie
płacz, proszę.
Pokiwałam
głową lekko się uśmiechając. Po raz pierwszy od dłuższego czasu naprawdę się
uśmiechałam.
- Nie
chciałbym wam przeszkadzać, ale zaraz trzeba wyjść Robert.
Odsunęłam
się od niego tak daleko jak mogłam, zawstydzona opuściłam wzrok na swoje własne
dłonie. Zaraz obok schodów stał Jakub, przez wszystkie dni, które spędziliśmy
razem, nie zyskał w moich oczach ani trochę. Nadal wyglądał mi na zdrajcę,
który poleci do hitlerowców, gdy tylko nadarzy się okazja.
Robert
powoli wstał, uśmiechnął się do mnie pokrzepiająco i odszedł, zostawiając mnie
samą z własnymi myślami.
Zastanawiałam
się czy powinnam iść do taty. Powinnam z nim porozmawiać, o Anieli, o cioci
Helenie, o mamie… W zasadzie nie miałam z nią zbyt wielu wspomnień, od kiedy
pamiętałam ciężko pracowała, jako szwaczka w Łodzi, nie było to daleko, jednak
wracała do domu tylko w weekendy, cieszyłam się z każdej wizyty mamy. Czasem
miałam wrażenie, że to ciocia Helena jest moją mamą a moja rodzicielka jest
ciotką. Brakowało mi jej, lecz pustkę zapełniała wiecznie obecna ciocia i tata.
Stanowili moją rodzinę. Wtedy jedyną. Po pewnym czasie, kiedy byłam już dosyć
duża na świecie pojawiła się Aniela. Mama zrezygnowała z pracy w łódzkich
szwalniach i zdecydowała, ze zajmie się domem. To były piękne momenty, zawsze
kiedy wracałam ze szkoły w domu czekał na mnie gorący obiad z uśmiechniętą mamą
i Anielą. Niestety, po paru miesiącach sielankowego życia mama z
niewyjaśnionych przyczyn zmarła, nie miałam pojęcia jak to się stało. Wiedział
tylko tata, lecz nigdy nie chciał o tym mówić. Od tamtej pory zachowywał się,
co najmniej dziwnie. Mało się odzywał, szczególnie do mnie. Zawsze mnie to
zastanawiało jednak nigdy nie miałam śmiałości zapytać, może teraz w obliczu czyhającej
na nas śmierci była na to pora?
Wstałam z
ziemi i otrzepałam brudną od kurzu sukienkę. Wróciłam na otwartą przestrzeń
piwnicy, dostrzegłam mojego ojca siedzącego z książką przy kawałku drewna
robiącego za stół. Od początku wojny się zmienił, jego zmarszczki się
pogłębiły, na ciemnych włosach pojawiły się siwe pasma. Jak dziwne było to, że
moi rodzice, obydwoje o ciemnych włosach i ciemnych oczach spłodzili mnie – jasnowłosą,
niebieskooką dziewczynę. Tata tłumaczył to szaleństwem genów, lecz szczerze
mówiąc – niewiele z tego rozumiałam.
Podeszłam
do niego niepewnie siadając obok. Podniósł wzrok znad opasłego tomu, zamknął
książkę i odłożył na bok.
- Coś się
stało Zosia?
- Chciałam
z tobą porozmawiać tato. – Powiedziałam pełna obaw przed czekającą nas rozmową.
- W takim
razie słucham. – Odpowiedział łagodnie, jego bystre ciemne oczy skierowane były
na mnie, przełknęłam ślinę niepewna swoich słów.
- Kilka dni
temu słyszałam jak rozmawiasz z Robertem. – Pokiwał głową. – Słyszałam jak
mówi, że zostałam ci jeszcze ja i ktoś jeszcze.. Kto? O czym nie wiem tato?
- Nikt Zosia.
To długa historia, dotyczy twojej matki i nie chcę rozmawiać o tym teraz.
Kiedyś ci o tym opowiem, ale nie teraz, jesteś na to za młoda. – Odparł trzymając
palce na skroniach, kiedy skończył lekko je potarł.
- Jestem
pełnoletnia tato. – Powiedziałam. – Chcę znać prawdę, całą prawdę.
- Kiedyś ją
poznasz. Ale nie teraz, to nie jest moment na takie rozmowy.
Pokiwałam
grzecznie głową nie chcąc go dłużej męczyć. Widziałam jak w jego oczach pojawia
się dziwny wyraz, nie chciałam, żeby się denerwował z mojego powodu.
- Mam
jeszcze jedno pytanie, czy dałbyś radę nauczyć mnie jak udzielać pierwszej
pomocy? Bardzo mi na tym zależy.
-
Chciałabyś pomagać? – Pokiwałam głową. – Każda para rąk do pomocy się przyda.
Szczególnie teraz, kiedy ataku możemy spodziewać się praktycznie w każdym
momencie. Szczerze mówiąc Zosia, wojna dopiero się zacznie. To, co się stało
pierwszego, to było nic. Właściwie w Warszawie nie ma jeszcze Niemców, dopiero
się pojawią.
Uciął temat
zanim zdążyłam zapytać go o coś więcej, płynnie przeszedł do tłumaczenia jak
prawidłowo obwiązywać rany bandażem, aby nie doszło do zakrzepicy. Potem mówił
jak hamować krwotoki i dlaczego sama nie powinnam usuwać przedmiotów tkwiących
w okolicach tętnic, które pokazał mi na jednym z kolegów. Następnie przeszedł
do tego jak sprawdzać czy dana osoba jest przytomna, jakie zadawać pytania.
Najbardziej zaangażowany był, kiedy tłumaczył mi, w jaki sposób uciskać klatkę piersiową.
Tłumaczył jak to robić by nie połamać nikomu żeber, kiedy zjawił się Wojtek
wraz z Robertem. Panowie byli uśmiechnięci. Zdali ojcu relację z tego, co działo
się na zewnątrz. W międzyczasie zerknęłam na zegarek Wojtka, który wskazywał
godzinę dwunastą. Aż dziwne, że ledwie minęło południe. Po chwili przypomniałam
sobie, że przed pierwszą obiecałam pomóc panu Antoniemu w przygotowaniu chleba
dla wszystkich. Szybko zerwałam się z miejsca i pognałam w miejsce gdzie
znajdował się najbliższy piec, jak myślałam pan Antoni siedział sam przy stole trzymając
w dłoniach fotografię. Chciałam jakoś dać mu znak, że pojawiłam się w środku,
kiedy za moimi plecami rozległo się ciche chrząknięcie. Piekarz uśmiechnął się
życzliwie i schował fotografię do kieszeni. Obok niego usiadł Robert,
powiedział coś na ucho panu Antoniemu. Ten zaśmiał się cichutko. Wyjaśnił nam
jak zrobić chleb, co po kolei dodać, aby ciasto było puszyste i powiedział, że
niedługo wróci. Zamknął drzwi wychodząc. Zostałam sama z Robertem.
Wysypałam
na stół woreczek mąki, dodałam do niego zakwas rozrobiony z wodą*, a Robert
stał w pobliżu uważnie obserwując każdy mój ruch. Kiedy wzięłam się za
wyrabianie ciasta przyszedł mi z pomocą. Poprosiłbym pozostawiła to jemu,
wyrobił szybko ciasto, razem uformowaliśmy z niego kilka bochenków chleba. Przekładaliśmy
je na blachę, kiedy przez przypadek dotknęłam jego ręki swoją. Spojrzał na mnie
wymownie, uśmiechnęłam się oblewając rumieńcem i dokończyłam pracę. Mężczyzna
wsadził chleby do pieca. Pozostało nam poczekać. Chciałam zabić czas rozmową, usiadłam
na stole, on stał naprzeciwko mnie. Skąpany w mroku wydawał się tajemniczy,
jakby nie z tego świata. Zadziwiająco dobrze mi się z nim rozmawiało. Potrafił
rozbawić mnie do łez, mimo panującej grobowej atmosfery.
- Dziękuję
za dzisiejszy poranek Robert, ta rozmowa dużo mi dała. Nawet porozmawiałam z
tatą. – Wyznałam.
- Przecież
to nic takiego. Powiedział ci coś konkretnego?
- Nie,
uciął temat. Wspomniał tylko, że dotyczy to mojej matki i nic więcej. Pogubiłam
się już w tym wszystkim. – Spojrzałam na swoje nogi, sukienka okrywała moje
kościste kolana. Nie wiedziałam, czemu powiedziałam to wszystko Robertowi, ale
czułam, że jest osobą, z którą spokojnie mogę porozmawiać. Poczułam jak
odgarnia z mojej twarzy nieposłuszne włosy, delikatnie pogładził dłonią mój
policzek. Uśmiechnęłam się lekko spoglądając mu w oczy, też się uśmiechał.
Serce waliło mi jak oszalałe, kiedy nasze twarze dzieliło ledwie kilka
centymetrów. Cały świat się rozmył, kiedy poczułam jak jego delikatne wargi
stykają się z moimi, był delikatny, subtelny, jakby prosił o zgodę. Oddałam
pocałunek, zatracając się w jego ramionach. Z każdą chwilą pogłębiał pocałunek,
pragnęłam tego tak bardzo jak on, nie zdawałam sobie nawet sprawy z tego jak
bardzo mnie pociągał. Aż do tej chwili. Pochłonięta pocałunkiem nawet nie usłyszałam,
kiedy drzwi się otworzyły, jednak Robert w odpowiedniej chwili się ode mnie
odsunął.
- Jak wam
idzie dzieciaki? – Spytał pan Antoni powoli wchodząc do środka.
-
Znakomicie. – Wychrypiał Lewandowski, a ja tylko pokiwałam głową na znak, że
się z nim zgadzam. Nie byłam w stanie wydusić z siebie nawet słowa.
W trakcie
tego incydentu, nawet nie zauważyłam, kiedy chleb się upiekł, piekarz gorąco
podziękował nam za okazaną mu pomoc i powiedział, że dalej da radę sam i możemy
już iść. Na wieść o tym pomknęłam w moją samotnię i usiadłam podciągając nogi
pod brodę.
Nie powinnam
była tego robić. Nie teraz, nie z nim.
Robert był
przyjacielem mojego taty, żołnierzem, który miał oddać życie za ojczyznę,
podziwiałam go. Był przystojny, wspaniałomyślny i naprawdę sympatyczny. Od
samego początku mi się podobał, jednak nie potrafiłam tego przed sobą przyznać.
Chciałam, żeby między nami coś było, lecz nie zniosłabym jego straty, nie
mogłam dopuścić by się do mnie zbliżył. Już teraz moje serce pełne było bólu,
wszyscy ludzie, których kochałam mnie opuszczali, nie potrafiłam dopuścić do
siebie myśli, że ktoś jeszcze z mojej winy mógłby zginąć. A już na pewno nie
on, mężczyzna, który gotów był zginąć za ojczyznę. Westchnęłam głośno. Nie powinnam
mu dać się całować, to nie powinno się zdarzyć. Lecz gorzka prawda była inna,
pocałował mnie a ja oddałam ten pocałunek, znów myślałam tylko o sobie nie przejmując
się innymi. Zrobiłam mu nadzieję na związek, który nie miał prawa bytu. Nie
tylko ze względu na panujące czasy, nie mogłam dopuścić do siebie żadnego
mężczyzny, nie chciałam. To by zbyt bolało. Przed oczami pojawił się widok,
który od lat próbowałam wymazać z pamięci. Potrząsnęłam głową chcąc się go
pozbyć, lecz mara nadal mnie prześladowała. Nagle ze schodów usłyszałam donośne
kroki, mężczyźni, którzy poszli na popołudniowe zwiady wrócili. Udałam się za
nimi do miejsca obrad.
- Mamy złe
wieści. – Powiedział jeden z nich zdejmując z siebie okrywającą go
ciemnozieloną płachtę. – Niemcy okrążyli Warszawę i zaczęli bombardowanie.
Upadłam na
ziemię, dopiero teraz zaczęła się wojna.
Marco
Sprawa w Warszawie, a właściwie
na obrzeżu wyglądała zupełnie inaczej niż przedstawił mi to generał. Polacy stawiali
niesamowicie silny opór, jednak to my musieliśmy zająć stolicę Polski, mój odział
miał być tym najbardziej chwalonym, lecz nie przyjechałem tu by biegać z
karabinem tak jak reszta obecnych tu żołnierzy. Zjawiłem się tu by wykończyć
Polaków sprytem.
Razem z oficerem zajmującym się
tym odcinkiem znajdowaliśmy się w namiocie odległym nieco od pola walki,
musieliśmy opracować plan. Przed nami leżała mapa Warszawy i okolic,
zastanawialiśmy się jak wykorzystać nasze pozycje.
- Musimy ich okrążyć, nie ma
innego wyjścia. Mogą nam uciec. Wprowadzimy wojsko tu. – Wskazałem palcem na
mapie jedną z większych ulic. – I tu. – Wskazałem palcem pozostałe większe
ulice. Zaczynamy ostrzał z ciężkiej artylerii. – Powiedziałem, wiedziałem, że
będę żałował tej decyzji, lecz musiałem być posłuszny.
- Co z bombardowaniem? – Spytał mnie
mężczyzna.
- To jest wojna żołnierzu. Musimy
zrobić wszystko by ją wygrać, Warszawa dziś musi być nasza. Odmaszerować!
- Tak jest majorze! ***
Wyszedłem z namiotu, z kieszeni
munduru wyjąłem papierosa, którego odpaliłem jedną zapałką, obserwowałem jak
wojsko szykuje się do natarcia, kiedy usłyszałem znajomy głos.
- Dobrze cię widzieć Reus. –
Powiedział wysoki, ubity mężczyzna. Miał ledwie dwadzieścia cztery lata, lecz
spokojnie dałbym mu teraz trzydzieści cztery.
- Ciebie też Goetze. Słyszałem od
generała, że dobrze sobie radzisz.
- Nie narzekam, co pana majora
sprawdza do takiej dziury? – Spytał. Zaciągnąłem się porządnie dymem i
spojrzałem na młodszego kolegę.
- Rozkazy mój drogi, tylko
rozkazy. Swoją drogą, słyszałem, że pałasz wyjątkową nienawiścią do Polaków.
Mogę wiedzieć, czemu?
- Zwykle szumowiny. – Powiedział Mario
patrząc pusto w przestrzeń. – Po prostu ich nienawidzę, kiedyś ci wytłumaczę Reus.
A teraz mógłbyś mi dać papierosa i powiedzieć, co planujesz?
Pokiwałem głową i przekazałem
paczkę niższemu stopniem przyjacielowi.
W Niemczech był zupełnie inny.
Był pewien wigoru, szczęścia i swego rodzaju energii. Kiedy byliśmy młodsi
uwielbiałem spotykać się z nim, żeby pograć w piłkę czy nawet posiedzieć i
porozmawiać. Mario zawsze oferował swoją pomoc i był otwarty na wszystkich. W
pewnym momencie wszystko się zmieniło, odciął się od dawnych przyjaciół i
zaczął ostro trenować. Nie rozmawiał ze mną do czasu, kiedy zostałem jego
bezpośrednim przełożonym w wojsku. Nie rozumiałem przyjaciela, jednak przez
lata przyjaźni dowiedziałem się jednego. Żeby kogoś znienawidzić potrzebował
powodu, tylko, co mogło być tym powodem? Za co aż tak bardzo nienawidził
Polaków? Dlaczego za wszelką cenę chciał ich wyeliminować? Co nim kierowało?
Dogasiłem papierosa przydeptując
go i wszedłem do namiotu, gdzie Goetze uważnie studiował mapę. Do czego nas
doprowadzi ta wojna?
*Nie mam pojęcia jak się robi chleb, ale przypuszczam, że
właśnie w taki sposób :D
**Nie mam pojęcia, kiedy faktycznie okupant wszedł do
Warszawy, ani kiedy nastąpiło oblężenie czy całkowite jej zajęcie. Jestem tylko
biol-chemem, który bawi się w humana, bazuję na tym, co pamiętam z lekcji
historii. Proszę o wybaczenie ;p
*** Nie znam się na niemieckich stopniach wojskowych, więc
posłużyłam się polskimi :D
Witam serdecznie!
Pozostawiam rozdział Waszej ocenie, proszę nie bić za błędy i nieścisłości. Ogromnie dziękuję za wszystkie komentarze, wejścia i obserwacje! ♥
Jesteście niesamowite♥
Kocham Was! ♥
Pozdrawiam cieplutko!♥